Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Tadeusz Miciński

Trismegista

Widziałem Cię, ach – piękną tchnieniem zgonu,
w magnetycznym świetle mórz polarnych –
lica białe – wykute ze szronu,
i mrok pustyń nieruchomo-czarnych.

I leżałaś w trumnie zbłękitniona –
(tak lśni monstrancja w nawie) –
drzew prawiecznych szumiały ramiona,
w czarnym łożu konał księżyc mgławic.

A tam morze kłębiących się białych obłoków!…
(jam nad piekłem:)
kościół z kratami więzienia,
na łańcuchu księga mych wyroków
i łzy moje – jak tarcze z płomienia.

I ozwarłem bramę tych cmentarzy –
(gwiazdy rzeką płynęły podziemną) –
krew rozlałem na stopniach ołtarzy:
słońce – Boga, co litość miał nade mną.

I płynęła na łodzi Tortura
bladych gromnic odbitych w głębinie –
jak Cherubim migotały pióra,
jak wąż pełzam w zimnej rozpadlinie.

I wykułem serce z lodów bryły –
i na skrzydłach rozogniłem runy –
i wydarłem wnętrza, które zgniły –
z gwiazd gasnących uczyniłem struny.

W pancerz czarny i w złote bisiory –
w sali mroków, gdzie żarzą kolumny:
zmarłych sądzę – i męczę upiory –
i świat żywy przykuwam do trumny. –

W lodozwałach umarłego miasta
grają mi fletnie i żele
niewidomych muzyków.
Pałac królów nad ciemność wyrasta –
lśni, jak rubin, posąg Dwojga nas wiecznych w kościele.

Tam pod ziemią łkają dzwony,
szumią kaskady law, migocą klejnoty.
Wokół skały groźne i nieme pustynie.
A nad morzem księżyc skamieniony.
Z gór olbrzymich płynie
krew, jak rzeka – i napełnia groty.

Idę wiecznie. Idę do Umarłej.
Nad otchłanią
czeka mię, płacząc. – Morza gasną. – W proch starły
się gwiazdy. – Ja przedwieczny Mag:
umarłem za Nią.