Kazimierz Przerwa‐Tetmajer
A kiedy będziesz…
A kiedy będziesz moją żoną,
niechaj ci oczy jasno płoną
i patrzą w pustkę, tam, daleko,
gdzie się czcze dymy z ziemi rodzą
i jak upiory gdzieś się wleką
i jak umarli w nią odchodzą.
A kiedy będziesz moją żoną,
słuchaj, jak pustka w ciszy dzwoni,
jak echa pogrobowych dzwonów
w bezdeni nieba kędyś toną,
i jak sekundę każdą goni
szmer łez żałoby i szmer skonów.
I niechaj ci w rozwarte oczy
żar, jako piorun, ogniem strzeli,
i olśnij się w błyskawic bieli,
jak duch, co nad mogiły skoczy
i z nieba na skroń ściąga gromy,
aby w nich stanąć niewidomy.
Bowiem zaiste dziś ci mówię,
żeś w ogniu winna stanąć cała,
jako bóg grecki skamieniała
i osłonięta przez gwiazd mrowie,
niedotykalna, niewidzialna,
ogniem zakryta i zapalna.
Imienia twego niech nie śledzą — —
ja wiem i śmierć, co jest przede mną;
kres nam za jedną cichą miedzą,
chociaż nie pójdziesz w otchłań ze mną.
Choć dzwon ustanie bić na wieży,
długo, daleko dźwięk się szerzy.
Zostaniesz po mnie, chocieś wstała
wraz ze mną, wieczna i dozgonna,
ty, towarzyszko mego ciała,
którą poślubiam jako żonę — —
a imię twoje to czczość wonna,
która oplata drzew koronę.