Julian Tuwim
Jesień
Wiem… Siadłaś teraz przy oknie
I patrzysz…
Kasztan pożółkły przed Twem oknem stoi
I liście roni… jesienne liście…
Deszcz kropi… kasztan moknie,
Wiem: siadłaś teraz przy oknie,
Jesienią Ci się w dobrych oczach smutki,
Te Twoje smutki: dziwne… przypomniane…
Lecą, lecą z kasztanu liście,
Powiędłe, obłąkane,
Szelestnie naziem się kładą,
Żałobnie… złociście…
— A może świeci słońce?
— — — — — — —
A ja wiem, że Ty myślisz o mnie,
Bo byłem u Ciebie wczora…
Pamiętasz? Smuciłem się ogromnie,
Bom miał od Ciebie jechać,
(…Cichości, cichości jesienna…)
Bom miał od Ciebie jechać,
Nie patrzeć już w Twe dobre oczy,
Ani do Ciebie się uśmiechać,
(…Cichości… cichości jesienna…)
Uśmiechać się, jak Pani chora,
Co w wielkiej sali kona…
Ja byłem u Ciebie wczora…
Ja wiem…
— A może świeci słońce?
— — — — — —
Na ulicy nikogo niema,
Ciche, ciche jest twoje miasteczko,
Tylko lecą z kasztanu liście,
A kasztan moknie, moknie…
Siedzisz, moja miła, przy oknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Moje jasne, kochane słoneczko,
Moje smutne, nienazwane szczęście!
…W pokoju zegar cyka,
Jak codzień, jak co chwila,
(Lecą, lecą z kasztanu liście…
…Cichości, cichości jesienna…)
Takaś ty już zmęczona,
Senna,
Główka na bok się przechyla,
Łza w oczętach zalśniła — — —
— Ach, o czemużeś się zamyśliła?
— Ach, czemużeś się zasmęciła?
I ja tu taki samy…
Ja też…
Tak się już dobrze znamy,
Tak się już dobrze znamy…
— Wiesz?
— — Lecą z kasztanu liście,
Żałobne, obłąkane,
Naziem się kładą złociście,
A kasztan moknie, moknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Siedzisz, moja miła, przy oknie…
…A może świeci słońce?