Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Jan Andrzej Morsztyn

Do Panny

Obróć łaskawe, panno, ku mnie oczy,
Że przy ich świetle lutnią mą nastroję,
Te oczy, z których ten wiersz że się toczy,
Bierze swój pochop i rozrywkę swoje;
Bez których rady, na śliskiéj uboczy
Miłosnych myśli, trudno się ostoję,
Te niech mi z czarnych zrzenic z śniegiem szczerem,
Płci twojéj, dadzą inkaust i z papierem.

Twoje oczy są fontany, gdzie wody
Parnaskie sięga dowcip upragniony;
Nad cień laurowy zasklepione wzwody
Brwi twoje, dają wierszom chłód zaćmiony;
I muzy u nich pewne są gospody,
Gdzie Febus z słońcem już mieszka złocony;
O jako miernym dowcipom wygoda,
Gdzie słońce grzeje, chłodzi cień i woda.

Niech tam pomocy, gdzie Parnas w dwa rogi
Wierzch swój podnosi, zasięga kto iny,
I gdzie skrzydlatéj uderzeniem nogi
Końskiéj, wynikło źródło Hipokreny;
Mnie zaś posiłek miły na te drogi —
Skłonne, chętliwe oczy méj dziewczyny;
Dosyć mam, że gdzie zabrzmię w słodką stronę,
Odniosę z mirtu, nie z lauru koronę.

Miłość jest muzą, Kupido mym Febem,
Który jak smyczkiem grawa na méj lirze,
Tym łukiem, którym wojuje i z niebem;
I piórem z swoich skrzydeł, po papiérze
Piszę wiersz na śmierć niedbały z pogrzebem.
Ty przytym, Kasiu, ubłagana szczyrze,
Nie tylko z chęcią tu czytaj swe strzały,
Ale i ludziom zaleć do pochwały.