Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Henryk Zbierzchowski

I przyszła szara, wieczorna godzina…

I przyszła szara, wieczorna godzina,
Wszystko w naturze zcichło w jednej chwili…
Zanim się księżyc z poza wzgórz wychyli,
Zasuwa ugor jakaś martwość sina.

Wiatr zmarszczył lekko sennych wód powierzchnię
I między trawy ułożył się na dnie…
Czasem się promień na wód tafle kładnie,
Rozświetli głębie i bez śladu pierzchnie.

Za chwilę światła rozbłysną w tej ciszy
I noc zapali złotych gwiazd miriady…
Tak cicho… zwolna zasypiają kwiaty…

Zda się, że teraz ludzki duch usłyszy,
Jak w sinych chmurach dzień przekwita blady
I jak się rodzą jakieś złote światy.