Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Henryk Zbierzchowski

Dajmomion

Noc. Cicho… ciemno. Słyszę tylko szklane
Liści spadanie i szmer własnych kroków…
Latarnie z pośród mgły białej obłoków,
Stroją swe głowy w tęcze malowane.

W pustej ulicy ktoś zbliża się do mnie…
Kto to? w mgle kształtów odróżnić nie mogę,
To pies zbłąkany przelata mi drogę —
Znużony jestem ogromnie, ogromnie…

Idę… przedemną kołyszą się w mroczy,
Jakieś ogromne, tajemnicze oczy.
Choć serce pęka — patrzeć na nie muszę…

I iść jak błędny w nocy zwodne sidła,
Gdzie grzech śnieżyste pokala mi skrzydła
I zaprzepaści młodą, piękną duszę!!!