O, jak się trapię, zamknięty w te mury, W odór nagości nieświeży;
Mucha przez papier, potrącając wióry, Po liniach nierównych bieży.
Kim będę, Boże wielki, znający boleści, Któryś udzielił ich hojnie;
Użal się oczu moich, w których szloch szeleści, Krwi, tętniącej niespokojnie.
Wszystkich serc, których rozpacz w ściany białe tłucze, Miłości, co towarzyszy,
Niechaj się w lochu mrocznym rozwagi wyuczę Łańcuchów, dzwoniących w ciszy.