Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Edward Słoński

Śnieg

1

Lampa… abażur z obwódką…
czerwonej serwety brzeg…
Za oknem cicho, cichutko
na dachach ściele się śnieg.

Po fałdach białej firanki
cień długi na dywan zbiegł…
Daleko gdzieś dzwonią sanki
i skrzypi pod nogą śnieg.

Dokoła półmrok różowy
i cisza, i śniegu skrzyp…
Srebrzysta jasność ponowy
z zamarzłych sączy się szyb.

Umilkły dźwięki pianina,
zagasły w śniegach, jak skra…
Coś jeszcze duszę zaklina,
coś woła i gra… i gra…

Znieruchomiały twe ręce,
twe ręce białe, jak śnieg, —
drży jeszcze haft na sukience,
jedwabny mieni się ścieg.

Sen trwał tak krótko, tak krótko —
i smutek na sercu legł…
Za oknem cicho, cichutko
na dachach ściele się śnieg.

2

Płakały ręce kochane
i biły w serce, jak w dzwon,
melodye jakieś nieznane
śpiewały miłość i zgon.

Porwałem ciebie i niosę
w ten czysty, srebrzysty śnieg,
przez jakieś pola bezgłose,
przez siedem borów i rzek.

Porwałem ciebie, jak z bajki,
z za siedmiu borów i rzek.
Zagrały nam wichry-grajki,
zaskrzypiał pod nogą śnieg.

I poszedł gdzieś w białe światy
płacz wichru i śniegu skrzyp,
zakwitły mrozy, jak kwiaty,
jak kwiaty z zamarzłych szyb.

Przyśniły mi się o świcie
gdzieś w śniegach na szczytach gór
białe lodowce w błękicie,
srebrne pałace śród chmur.

Zjawiłaś mi się w jutrzence —
i taką chciałem cię brać,
lecz nagle twe białe ręce,
twe ręce przestały grać.

Sen trwał tak krótko, tak krótko —
i smutek na sercu legł…
Za oknem cicho, cichutko
na dachach ściele się śnieg…

3

Siedzimy smutni oboje,
wpatrzeni w serwety brzeg…
Ostatnie miłości moje
zasypał ten biały śnieg.

Za oknem biała ponowa,
w białości gubi się wzrok.
Odchodzę cichy bez słowa
i wsiąkam w ten biały mrok.

Reklama