Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Cezary Jellenta

Noc lipcowa

I.

O dziwnym mistrzu prawią mi bajarze
Że póty tęsknił i pragnął boleśnie,
I ciało trawił w miłosnym pożarze,
Aż mu się piękna ukazała we śnie

Odtąd miał spokój. Obraz z mgieł uwity,
Tęczową złudę — kochał krwią gorącą,
A potem przekuł w białość Afrodyty
I w zimnym głazie stopił miłość wrzącą.

Żart to bajarza, czy balsam legendy?
Ach, mnie się Ona w srebrze nocnej gazy
Cała jak żywa jawiła sto razy
Gdziem się obrócił — widziałem ją wszędy.

A przecie pożar mej tęsknoty rośnie.
Usta jej ust, a łono szuka łona,
Kurczowo ku niej prężą się ramiona
Lecz widmo trwa w oddali — bezlitośnie!

II.

W lipcową noc, gdy eter srebrno­modry,
Spadając z gwiazd, rozkoszne dreszcze budzi,
Gdy kwitnie świat heliotropami szczodry,
Uciekam w dal od tłumu śpiących ludzi.

W lipcową noc, gdy srebrno­modre pyły
Gęstnieją w mgły nad wielkich łąk moczary
Lub żywą skrą, świetnym się czerwiem skryły
W paproci haft i mchów misternych jary.

Ach w taką noc tęsknota rwie się z serca
I biegnie w dal, ku widm wstędze mistycznej,
Co brzegiem wód i środkiem pól kobierca
Zbladawych lśnień w kraj idą fantastyczny.

Ach w taką noc, gdy krzak różany pała
Łabędzia biel po stawie się przesuwa
A lilia woń tajemną w krąg rozwiała
I jej też duch w tęsknem marzeniu czuwa.

I ona dziś w zaklętą sunie ciszę
Nad lustro fal i wzniosłe kęp szuwary
Gdzie żadnym tchem źdźbło się nie zakołysze
I słodko śnią złotawe nenufary.

Ach, ona wie czem męka potępieńca
I znęcać się nie zechce ubóstwiona;
O, widzę Ją, jak z nimf cudnego wieńca
Wyrwała się i w moje mknie ramiona.

Widzę śnieg stóp — serce mi młotem bije,
Rozsadzi pierś nadmiarem żądz wylękłą,
Słyszę jej głos, czuję pachnącą szyję,
Szukam warg z róż —
Serce jak struna jękło!

***

W lipcową noc na rzęsy rosa pada
I w tęczach jej duch się marzeniem mami,
Choć szkarłat róż o szczęściu baśnie gada,
Jasny go dzień rzewnymi żegna łzami.