Adam Asnyk
Rezygnacya
Wszystko skończone już pomiędzy nami!
I sny o szczęściu pierzchły bezpowrotnie!
Wziąłem już rozbrat z tęsknotą i łzami:
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Dziś nic z mych piersi skargi nie dobędzie,
Nic jej nie przejmie zachwytem lub trwogą:
Nie wyda dźwięku rozbite narzędzie;
Pęknięte struny zadrżeć już nie mogą.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Nie ma boleści, coby mnie trwożyła,
Bo dzisiaj nawet w własny ból nie wierzę;
Ogniowa próba dla mnie się skończyła,
I do cierpiących więcej nie należę.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
I żadne szczęście ziemskie mnie nie zwabi,
Żebym się po nie miał schylić ku ziemi…
I żaden zawód sił mych nie osłabi:
Przebytą męką panuję nad niemi.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Światowych uczuć nicość i obłuda
Już mnie nie porwie swym chwilowym szałem;
Przestałem wierzyć w te fałszywe cuda,
Więc i zwątpieniu ulegać przestałem.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Z całego tłumu zmyślonych aniołów,
Połyskujących tęczą swoich skrzydeł,
Została tylko szara garść popiołów
I wiotkie nici porwanych już sideł.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Dziś jeden tylko duch mi towarzyszy,
Co rezygnacyi nosi ziemskie miano;
On wszystkie burze na zawsze uciszy
I da mi zbroję w ogniu hartowaną.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
W tej zbroi — przejdę przez świat obojętnie,
Surowe prawdy życia mierząc wzrokiem;
Ani się gniewem kiedy roznamiętnię,
Ani się ugnę przed losu wyrokiem.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Patrząc się zdala na kłamliwe rzesze,
Na ich zabiegi o błyskotki próżne,
Kamieniem na nie rzucić nie pośpieszę,
I pobłażania jeszcze dam jałmużnę.
I żyć i umrzeć potrafię samotnie.
Niech się więc kończy owa sztuka ładna,
Co się zwie życiem, w cieniu cichej nocy!
Bo żadna rozpacz i nadzieja żadna
Nad mojem sercem nie ma już dziś mocy.