Adam Asnyk
Preludyum
Już niejeden obraz miły
Ciemne widma zasłoniły,
I niejeden ślad zatarły —
Ślad przeszłości obumarłej.
Łzy, uśmiechy, kwiatów wieńce,
Pragnień ognie i rumieńce,
Sny miłości, szczęścia, chwały —
Już się w drodze rozsypały;
Pozostały za mną w tyle
Na rozdrożach — lub mogile.
Lecz choć wszystko pierzchło, znikło —
Serce kochać nie odwykło
I młodzieńczych natchnień chwila
Jeszcze duszę wciąż zasila;
Jeszcze czystem światłem błyska
Przez mgły ciemne i zwaliska
I w ten życia wieczór szary
Rzuca wspomnień cudne mary.
Wciąż młodości wiara żywa
Pozrywanych snów ogniwa
W idealny wieniec splata
I wskazuje piękność świata.
Więc znów oczy mam zwrócone
Na jaśniejszą życia stronę,
Znów odczuwam to, co piękne,
Znów przed śpiewnym głosem mięknę,
I swych wspomnień mary blade
Znów z miłością na pierś kładę —
A gdy serce drży boleśniej
To przerabiam łzy na pieśni.