Przejdź do treści Przejdź do menu Przejdź do wyszukiwarki

Podziel się tym

Felicjan Faleński

Kościelisko

Wchodzimy, i gromem stajemy rażeni,
Nie wiedząc: czy zostać? czy wrócić? czy iść?
Tam, w smugu ruchomym grającej zieleni,
Przelewa się niebo, obłoczkami pieni,
I szumi jak wiatrem kołysany liść…

Idziemy, i w ziemię wrastamy jak niemi.
Świat będzie dopiero? czy jest? czy już był?
W głąb — w lewo i w prawo — w powietrzu, po ziemi,
Wysiewa się słońce posiewy złotemi
I w szklistych tumanów roztrwania się pył.

Idziemy, i oto znów znagła krok śmiały
Do miejsca ziębiący przykuwa nam strach.
Tam lasy lecące — w powietrzu zostały!
Tam sterczą niesione na obłokach skały!
I cisza coś mówi do siebie, jak w snach.

Więc idziesz, i duszę twą nurzasz zawzięcie
W ten rajskich ogrodów zachwycenia chrzest.
Toż mieszka tu chyba wszech rzeczy poczęcie?
Toż się tu wytwarza w czarownym zamęcie,
Co było lub będzie — lecz nie to, co jest?

W tę tkankę srebrzystą by wzrok utkwić zbliska
O! jakichże zaklęć, jakich wzywać łask?
Świat buja ci w oczach jak senna kołyska,
Majaczeje, świta, mierzchnie lub przebłyska,
Niby w mgłach przedwiecznej szczęśliwości brzask.

Dzień cały, w tej głębi, to od niej, to do niej,
Powietrza otchłanią płynie dźwięków prąd.
W pośród duszę dreszczem przejmujących woni,
Coś wzdycha, coś szepce, coś wabi, coś dzwoni,
Nie wiedzieć, gdzie? kiedy? ni dokąd? ni zkąd?

Więc pewnie, gdy noc już świat makiem posiała,
Gdy dźwiga się miesiąc obtopiony mgłą,
Wśród mchów tu gromadka tańczy rozszalała
Dziwożon, przez których przezroczyste ciała, drżą.
Gdzieś w zmroku, gdzieś w czarnym, blade gwiazdy

W tych tajemnic głębiach wzrok rozkosznie mierzchnie,
Ich błyskiem rażony gdzieś aż w duszy rdzeń.
Lecz biada, gdy z srebrnej mgły, przez tkanki zwierzchnie
W brzask zorzy spojrzawszy, świat się ten rozpierzchnie,
Wśród odpływających czarodziejskich brzmień.

Ach! nie; czyż na chwilę tylko tu rozpięto
Zachwytu namiotem niebios jasnych zrąb?
Czyż tylko błysk jeden trwać ma wiosny święto?
Czyż wszystko to znagła, mocą słów zaklętą,
Przewionie, stopnieje, lub gdzieś wsiąknie w głąb?

Toż nim się w mych oczach spełni ta przemiana
Ku wiecznej tęsknocie mojej — niech choć wiem
O! wdzięczna stolico majowego rana:
Czyś ty wymodlona, czyś ty przewidziana,
Czyś ty złotą jawą, marzeniem czy snem?

Reklama